Kulisy upadku wielkiej Floty Czarnomorskiej. „Straciła ok. 75 proc. zdolności bojowej — została faktycznie zneutralizowana”

news.5v.pl 3 tygodni temu

Na początku kwietnia nowym dowódcą Floty Czarnomorskiej został wiceadmirał Siergiej Pinczuk. Miesiąc wcześniej Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania jego poprzednika, adm. Wiktora Sokołowa. Haga podejrzewa, iż mógł on być zaangażowany w ataki na ukraińskie elektrownie i infrastrukturę cywilną.

Dla putinowskiej propagandy tego typu oskarżenie sprawia wrażenie potwierdzenia wojennego bohaterstwa. Jednak także samozwańczy rosyjscy korespondenci wojenni oskarżali Sokołowa o niekompetencję.

Bloger Roman Saponkow twierdził, iż admirał miał „zabronić instalowania na okrętach sprzętu nowej generacji, takiego jak kamery termowizyjne do wykrywania łodzi kamikadze, dodatkowych karabinów maszynowych i innych produktów technologicznych XXI w.”.

Publicysta Władisław Szurygin sugerował, iż „konieczne jest nie tylko zwolnienie , ale także zawieszenie go i postawienie przed sądem za niekompetencję i całkowitą porażkę w dowodzeniu, co doprowadziło do ciężkich i nieuzasadnionych strat”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Czarę goryczy przelała utrata okrętu desantowego „Cezar Kunikow” na początku lutego. Po tym wydarzeniu admirał został przeniesiony w stan spoczynku.

Blamaż Floty Czarnomorskiej

Jednak dla Kremla problemem są nie tylko kompetencje admirałów, ale także fakt, iż Flota Czarnomorska, niegdyś poważna siła, jest w tej chwili technicznie niezdolna do wykonywania swoich zadań.

Według oświadczenia brytyjskiego Ministerstwa Obrony w 2023 r. siły ukraińskie zdołały zniszczyć niemal 20 proc. całej rosyjskiej Floty Czarnomorskiej — zaledwie w ciągu kilku miesięcy.

Ukraiński ekspert wojskowy Pawło Łakijczuk z Globalnego Centrum Strategii XXI jest w swojej ocenie jeszcze ostrzejszy. Twierdzi, iż mówienie o stratach floty w procentach nie jest do końca poprawne. Konieczna jest ocena bezpośredniej umiejętności wykonywania swoich zadań, a zdaniem Łakijczuka pod tym względem Flota Czarnomorska straciła ok. 75 proc. zdolności bojowej — czyli została faktycznie zneutralizowana.

Doszło do tego, iż pod koniec 2023 r. musiała zostać wycofana z portów krymskich, gdzie stacjonowała przez ostatnie 240 lat.

I to pomimo faktu, iż od początku lat 90. Kijów adekwatnie nie ma własnych okrętów. Po podziale radzieckiej Floty Czarnomorskiej Ukraina odziedziczyła tylko niewielką jej część, ale choćby te pozostałości dziedzictwa ZSRR zostały oddane na złom lub trafiły w ręce rosyjskich marynarzy po aneksji Krymu.

Oczko w głowie Moskwy

Flota Czarnomorska Imperium Rosyjskiego została założona w 1783 r. dekretem carycy Katarzyny II. Przez cały okres swojego istnienia była nierozerwalnie związana z Sewastopolem, gdzie znajduje się jej główna baza.

W ciągu stulecia Flota Czarnomorska rozrosła się i stała się potężną siłą. Niemal zniknęła pod koniec I wojny światowej: Rosjanie sami zatopili okręty, by nie dostały się one w ręce Niemców. Flota Czarnomorska odrodziła jednak się w czasach ZSRR, a choć Związek Radziecki upadł, okręty zostały.

— Po rozpadzie ZSRR Ukraina miała nadzieję na uzyskanie Floty Czarnomorskiej do swojej dyspozycji, ponieważ zgodnie z ówczesnymi umowami o „rozwodzie” każda republika otrzymała „w spadku” wszystkie jednostki armii i marynarki wojennej, które znajdowały się na jej terytorium. Jednocześnie było jasne, iż nie będzie w stanie jej utrzymać, ponieważ marynarka wojenna jest jednym z najdroższych elementów każdego systemu obronnego. Kosztuje wielokrotnie więcej niż siły lądowe — opowiada nam Nikołaj Mitrochin z Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich na Uniwersytecie w Bremie.

Ukraina nie dała rady ukończyć choćby okrętów budowanych w stoczniach w Mikołajowie i musiała je sprzedać. Wszyscy w miarę odpowiedzialni ludzie rozumieli, czym jest marynarka wojenna i dlaczego nie powinna tkwić w jednym porcie, tylko wypływać w morze i przynajmniej czasami przeprowadzać ćwiczenia. A to wymaga ogromnych zasobów. Samo paliwo kosztuje miliony dolarów. Trzeba też płacić marynarzom pensje, utrzymywać i zaopatrywać.

Według historyka był to główny argument zawodowych oficerów marynarki wojennej, którzy twierdzili, iż jeżeli flota zostanie przekazana Ukrainie po zakończeniu projektu Związku Radzieckiego, po prostu zardzewieje i przestanie istnieć. Próbowali przekazać Jelcynowi i jego otoczeniu, iż kwestia ta powinna zostać rozwiązana na poziomie legislacyjnym.

Mieli poważne powody do obaw: jeszcze latem 1991 r., tj. przed porozumieniem białowieskim, Rada Najwyższa Ukrainy wydała dekret „O formacjach wojskowych”, zgodnie z którym wszystkie siły wojskowe stacjonujące na terytorium kraju zostały jej formalnie podporządkowane. Nie dopuścił do tego jednak adm. Igor Kasatonow.

Ból głowy Kijowa

Według wspomnień samego admirała pod koniec istnienia ZSRR flota liczyła 833 okręty, na których służyło prawie 100 tys. oficerów i marynarzy z całego Związku. Dla Kijowa głównym problemem było to, iż choć flota znajdowała się na terytorium niepodległej Ukrainy, większość marynarzy zachowała lojalność wobec Moskwy.

Władze spieszyły się z rozwiązaniem tej sytuacji. Jesienią 1991 r. adm. Kasatonow przybył do ukraińskiej stolicy, gdzie spotkał się z Leonidem Krawczukiem, przewodniczącym Rady Najwyższej Ukrainy. Przyszły prezydent i jego zastępca, Iwan Pluszcz, próbowali przekonać Kasatonowa, by nie dał się przeciągnąć na stronę Moskwy.

— Flota pójdzie na Ukrainę, pan zostanie na swoim dawnym stanowisku, a my rozwiążemy problemy z Jelcynem — mieli proponować Kasatonowowi Ukraińcy.

© Creative Commons

Adm. Igor Kasatonow. Fot. Charles W. Alley/dodmedia.osd.mil

Jednak Kasatonow odmówił złożenia przysięgi Ukrainie, mimo iż „Moskwa uparcie milczała” i nie wydała żadnych konkretnych instrukcji.

Jelcyn nie odbiera

„W 1991 r., w najtrudniejszym momencie, nie udało mi się skontaktować z rosyjskim prezydentem. Zadzwoniłem na Kreml, prosząc o połączenie z kimś, kto był blisko Borysa Nikołajewicza, ale w odpowiedzi usłyszałem tylko drwiny i kpiny. Otoczenie Jelcyna nie przejmowało się problemami Floty Czarnomorskiej, woliło dzielić się władzą” — wspominał we wrześniu 2015 r. admirał.

Widząc obojętność Moskwy, wielu marynarzy podniosło ukraińskie flagi na swoich statkach. Kasatonow i jego oficerowie surowo tłumili próby przejścia na stronę ukraińską. Czasem przemocą, a czasem środkami administracyjnymi — usuwając nielojalnych z zajmowanych stanowisk.

W styczniu 1992 r. Leonid Krawczuk zażądał, aby marynarze Floty Czarnomorskiej złożyli przysięgę Ukrainie. W odpowiedzi Kasatonow, wyraźnie zdenerwowany zachowaniem Jelcyna, podjął odważny krok, ogłaszając, iż „flota będzie podlegać ministrowi obrony ZSRR Jewgienijowi Szaposznikowowi i dowódcy marynarki wojennej Władimirowi Czernowinowi”. W istocie admirał ogłosił, iż flota będzie rosyjska. Jednocześnie Kasatonow obiecał przestrzegać prawa Ukrainy i współpracować z ukraińskim ministerstwem obrony. Jednak bez składania przysięgi.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

„Oczywiście, nikt nie upoważnił mnie do takich oświadczeń. Wziąłem odpowiedzialność na siebie i powiedziałem głośno, co myślę. W pewnym sensie był to bunt. Zupełnie nieoczekiwany dla wszystkich, w tym dla Rosji” — opowiadał Kasatonow.

W 1992 r. admirał wygłosił przemówienie w Radzie Najwyższej, w którym powiedział, iż „uważa za przestępstwo żądanie złożenia przysięgi obcemu państwu„. Przemówienie zmusiło Jelcyna do „przebudzenia się”.

28 stycznia prezydent osobiście spotkał się z Kasatonowem. Według wspomnień admirała Jelcyn nie „wtrącał się”, ale poparł stanowisko marynarzy. W księdze honorowych gości, która znajdowała się na statku, Jelcyn zostawił notatkę: „Marynarze Morza Czarnego! Nie wahajcie się w trudnej godzinie! Będę was wspierał! Prezydent Jelcyn”.

Ale samo wsparcie Jelcyna nie wystarczyło, by ponownie podporządkować flotę Rosji. Moskwa zaczęła szukać rozwiązania na stałe.

Krym solą w oku Rosjan

Tymczasem w 1992 r. prezydent Ukrainy Leonid Krawczuk podpisał dekret o utworzeniu Ukraińskich Sił Morskich z sił Floty Czarnomorskiej. W odpowiedzi 7 kwietnia Jelcyn wydał dekret „O przekazaniu Floty Czarnomorskiej pod jurysdykcję Federacji Rosyjskiej”. Przedstawiciele obu państw spotykali się wielokrotnie i próbowali osiągnąć porozumienie, ale bez większego powodzenia.

Według Mykoły Mitrochina na proces ten duży wpływ miała sytuacja na Krymie. Historyk wyjaśnia, iż przedstawiciele miejscowej ludności, którzy nie byli zadowoleni z pomysłu stania się częścią Ukrainy, stawali się coraz głośniejsi i dążyli do utrzymania więzi z Rosją, gdzie wielu z nich miało krewnych. Ponadto nastroje separatystyczne były podsycane obawą przed masowym powrotem na Krym Tatarów krymskich, których rząd radziecki deportował do Azji Środkowej w 1944 r.

Innymi słowy, w przypadku eskalacji na półwyspie mógłby rozpocząć się krwawy konflikt, w wyniku którego Ukraina straciłaby nie tylko flotę i bazę w Sewastopolu, ale także cały Krym.

— W tej sytuacji władze ukraińskie, którym być może eksperci wojskowi wyjaśnili również, iż nie są w stanie samodzielnie utrzymać tak ogromnej floty, zgodziły się na bezprecedensową decyzję: podzielić flotę. Co więcej, większość tej floty przeszła pod kontrolę Rosji: rosyjska baza morska w Sewastopolu i wszystko inne zostało zachowane — opowiada ekspert.

— twierdzi Mitrochin.

Czarnomorskie porozumienia

W 1995 r. w Soczi Borys Jelcyn i Łeonid Krawczuk podpisali traktat, zgodnie z którym rosyjska Flota Czarnomorska i ukraińska marynarka wojenna miały oddzielne siedziby, ale obie w Sewastopolu. Dwa lata później w Charkowie Ukraina i Rosja podpisały trzy kolejne — bardziej szczegółowe — umowy.

SERGEI GUNEYEV / Getty Images

Borys Jelcyn i Łeonid Krawczuk

Przez kolejne dwie dekady Rosyjska flota zachowała prawo do stacjonowania na Krymie i korzystania z niezbędnych dla niej zatok, gruntów i infrastruktury. Miała za to zrekompensować Ukrainie ponad pół miliarda dolarów poprzez umorzenie długów. Liczebność rosyjskiej Floty Czarnomorskiej została ustalona na 25 tys. osób.

Na mocy tych umów Rosja otrzymała 338 okrętów, 106 samolotów i śmigłowców, główny arsenał amunicji, bazę rakietową Floty Czarnomorskiej, lądowisko i dwa lotniska: w Hwardijśkem koło Symferopola i w Kaczy koło Sewastopola, a także do 20-30 proc. całej infrastruktury Floty Czarnomorskiej. Istniało również mnóstwo ograniczeń, w tym zobowiązanie Rosji do nieposiadania broni jądrowej w ramach rosyjskiej Floty Czarnomorskiej na terytorium Ukrainy.

Ukraina otrzymała 30 okrętów wojennych i łodzi, jeden okręt podwodny, sześć okrętów specjalnego przeznaczenia, a także 28 okrętów wsparcia oraz 90 samolotów bojowych.

Do gry wkracza… mer Moskwy

W latach 90. udało się uniknąć wojny o Krym i flotę z Sewastopola, ale problemy nie zniknęły. Półwysep przez cały czas stanowił punkt napięcia. Jego los leżał przede wszystkim w rękach samych marynarzy, a nie rosyjskich polityków.

To zmieniło się, gdy półwyspem zainteresowali się mer Moskwy Jurij Łużkow i jego doradca Konstantin Zatulin. W 1996 r. założyli oni Instytut państw WNP, think-tank, którego celem było wsparcie rosyjskich interesów na terytorium byłego ZSRR.

YURI KOCHETKOV/EPA / PAP

Władimir Putin podczas drugiej ceremonii zaprzysiężenia mera Moskwy, Jurija Łużkowa, 17 grudnia 2003 r.

— Niespodziewanie głównym sponsorem Floty Czarnomorskiej stały się władze stolicy — wyjaśnia Mitrochin.

Środki z budżetu Moskwy trafiały do Sewastopolu. Z inicjatywy Łużkowa miasto zbudowało mieszkania dla rosyjskich marynarzy, wyremontowało Dom Oficerów, siedzibę floty i szpital oraz organizowało coroczny koncert gwiazd muzyki pop z okazji Dnia Marynarki Wojennej. Łużkow stał się wielkim mecenasem Sewastopola i zadeklarował, iż miasto jest częścią Rosji.

— Ponieważ pod koniec lat 90. i na początku XXI w. w Ukrainie nasiliły się nastroje pro-NATO-wskie, Zatulin chciał temu przeciwdziałać. Instytut państw WNP miał „departament ukraiński” kierowany przez osławionego Kiriłła Frołowa (prawosławnego aktywistę, członka nacjonalistycznej partii „Rodina”).

Prawosławni aktywiści i ulubieni motocykliści Putina

2017 r. ukraińscy hakerzy z grupy Cyberalliance włamali się na konto e-mail Frołowa i odkryli wiele dowodów na to, iż w latach 2004-2016 organizował on w Ukrainie działalność prorosyjskich aktywistów.

Ponadto znaleźli tam wiele dokumentów finansowych, takich jak szacunki dotyczące zakupu banerów, ulotek, flag, a także raporty o tym, ile kosztowało na przykład zorganizowanie obozu prawosławnego w pobliżu Odessy w 2014 r., w tym wynajęcie „prawosławnych strażników”.

Jednak Frołow i Instytut państw WNP nie byli jedynymi, którzy pracowali nad opanowaniem Krymu przez Rosjan.

— Druga linia związana jest z motocyklistami z organizacji Nocne Wilki, kierowanej przez Aleksandra „Chirurga” Załdostanowa, który sam pochodzi z Krymu. Aktywnie organizują festiwale muzyczne na Krymie, a wszyscy ci motocykliści z roku na rok stają się coraz bardziej prorosyjscy — tłumaczy.

ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK / KREMLIN POOL / POOL / PAP

Nocne Wilki i Władimir Putin w drodze na Krym, 10 sierpnia 2019 r.

„Nocne Wilki” w latach 90. były rzeczywiście znaczącym zjawiskiem na półwyspie, a następnie stały się jednym z symboli rosyjskich wpływów, a choćby „przyjaciółmi Putina”. Na kilka lat przed aneksją Krymu motocykliści pojawiali się na licznych procesjach, wiecach, imprezach patriotycznych i charytatywnych w Rosji i na Krymie, gdzie niezmiennie opowiadali się za Rosyjską Cerkwią Prawosławną i Władimirem Putinem. Podczas Majdanu zorganizowali na Krymie „oddziały samoobrony”, które patrolowały ulice w zastępstwie miejscowej administracji.

„Dla nich sam pomysł istnienia ukraińskiej floty był oburzający”

Jednak ostatecznie to nie motocykliści czy prawosławni aktywiści odegrali decydującą rolę w losach Krymu.

— Pamiętam historię, która wydarzyła się w 2008 r., kiedy na nabrzeżu w Sewastopolu zawieszono tablicę pamiątkową: „Tutaj w 1918 r. powstała Ukraińska Flota Czarnomorska”. Ukraińscy marynarze przypłynęli na dwóch łodziach, aby ją zamontować. I nagle pojawił się tłum 200 rozwścieczonych mężczyzn, którzy przebili się przez straż, podeszli do nabrzeża, zabrali i połamali tablicę, a gruz wrzucili do morza. — wspomina Mitrochin. — Byli to emerytowani członkowie Floty Czarnomorskiej, dla których sam pomysł istnienia ukraińskiej floty był oburzający. Wszystko to stworzyło liczne sprzeczności i podgrzewało konflikt.

Beczka prochu wybuchła w 2014 r., kiedy w Kijowie trwał Majdan, a prezydent Janukowycz uciekł do Rosji. W Sewastopolu wielu uznało to za zamach stanu i sygnał do działania. Badacz twierdzi jednak, iż nie miało to miejsca na całym półwyspie i są to dwie różne historie. W Sewastopolu, gdzie mieszkają rosyjscy oficerowie i emerytowani oficerowie, prorosyjskie nastroje kwitną do dziś, podczas gdy w innych miastach nie były one tak silne.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

W Armiańsku, Symferopolu, Jałcie, Ałuszcie i wielu innych miastach urzędnicy — burmistrzowie i deputowani — do końca pozostali lojalni wobec Kijowa, natomiast wśród miejscowej ludności nie było jedności.

Niektórzy urzędnicy, proukraińscy Tatarzy krymscy, żony i krewni ukraińskich oficerów wojskowych, a także niektórzy młodzi ludzie byli przeciwni przyłączeniu się do Rosji. Ale wszyscy ci ludzie nie byli w stanie przeciwstawić się siłom byłych wojskowych i aktywistów zorientowanych na przyłączenie się do Rosji. Ci ludzie gwałtownie poczuli się panami na półwyspie.

— W pierwszych dniach po ucieczce Janukowycza doszło do protestów, ale siły były nierówne. Po pewnym czasie wyjście na ulice stało się niebezpieczne, a proukraiński opór gwałtownie osłabł. W dodatku rosyjskie media podsycały panikę, iż teraz przyjadą banderowcy z Kijowa i wszystkich tu rozwalą. Ludzie w to uwierzyli — mówi Mitrochin.

Na Krymie służby wybrały Rosję

Jednocześnie już we wrześniu 2013 r. zaczęły powstawać pierwsze oddziały samoobrony pod kontrolą lokalnych urzędników i pod przykrywką klubów sportowych, które zostały zalegalizowane w miarę postępów Euromajdanu. Po tym, jak sewastopolski i symferopolski „Berkut” zablokował wjazd na półwysep, liczba i skala grup samoobrony wzrosła wielokrotnie.

Chociaż w Rosji i w Ukrainie powszechnie mówi się o rosyjskim „wyzwoleniu” lub inwazji, na Krymie istnieje inna wersja — oddolne zdobycie niepodległości. Jednak oczywiście bez gwarancji Federacji Rosyjskiej i Floty Czarnomorskiej działania Berkutu i grup samoobrony nie byłyby możliwy — mówi.

ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK / KREMLIN POOL / PAP

Władimir Putin z rosyjskimi admirałami na pokładzie krążownika „Marszał Ustinow” na Morzu Czarnym. 9 stycznia 2020 r.

Mitrochin uważa, iż w przededniu wydarzeń na Krymie w 2014 r. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy działała niezwykle opieszale. Prawie nie zajmowała się rosyjskimi sieciami agenturalnymi i ogólnie środowiskiem prorosyjskich agitatorów. Bardzo opieszale próbowała wszcząć postępowanie karne przeciwko pewnej liczbie Kozaków, którzy sprowokowali masową bójkę z Tatarami krymskimi i pobili symferopolski „Berkut”. Ale choćby to zakończyło się niczym — mówi historyk.

W sumie po 2014 r. SBU naliczyła 1400 osób, które wstąpiły do FSB.

Bezużyteczna pamiątka minionej potęgi

Flota Czarnomorska i jej marynarze odegrali decydującą rolę w losach Krymu. Jednak kiedy wybuchła poważna wojna, okazali się bezużyteczni. Krążowniki i korwety były bezbronne wobec eskadr dronów i pocisków morskich, które zastąpiły pełnoprawną flotę Ukrainy.

Według eksperta wojskowego Pawła Łakijczuka Flota Czarnomorska miała cztery główne zadania w ramach planu rosyjskiej inwazji: blokowanie ukraińskich portów, wspieranie sił lądowych z morza, prowadzenie operacji desantu morskiego i przeprowadzanie ataków rakietowych z morza na strategiczne obiekty Ukrainy na całym terytorium.

Jednak według Łakijczuka Flota Czarnomorska nie jest już w stanie wykonywać większości tych zadań. Pozostaje jej tylko możliwość prowadzenia ataków lądowych z morza.

Mitrochin dochodzi do podobnego wniosku, mówiąc, iż flota „stała się przestarzała”, gdy tylko Turcja, potencjalny przeciwnik Rosji, zdobyła rakiety przeciwokrętowe i łodzie bezzałogowe. W przypadku otwartego starcia z Turcją i NATO rosyjska flota nie byłaby w stanie się obronić. To bardzo poważne — choćby jeżeli tylko hipotetyczne — zagrożenie dla Floty Czarnomorskiej, które nie pozwala jej wypełniać swoich zadań.

Pavlo_Bagmut, Ukrinform / PAP

Bezzałogowa łódź Magura — postrach Floty Czarnomorskiej

— A teraz, oprócz pocisków rakietowych, w wojnie pojawiły się również łodzie, w których przypadku stosunek kosztu do użyteczności pozostało korzystniejszy. Jak pokazała ta wojna, Rosja nie ma takich systemów antyrakietowych, które mogłyby niezawodnie osłaniać okręty. — twierdzi Mitrochin. — Jeden konwencjonalny turecki okręt podwodny kraju członkowskiego NATO uzbrojony w rakiety jest w stanie zestrzelić kilka okrętów. A teraz może je zniszczyć choćby pięć bezzałogowych łodzi o łącznym koszcie 200-300 tys. euro (ok. 865 tys. — 1,3 mln zł).

— W takiej sytuacji okręty Floty Czarnomorskiej nie są w stanie normalnie wykonywać swoich zadań i już teraz mogą jedynie wystrzeliwać pociski Kalibr w cele naziemne. Chociaż taniej i wygodniej jest wystrzeliwać je z lądu. Poza tym Turcja kontroluje pobliskie cieśniny i z łatwością je blokuje, więc Flota Czarnomorska jest uwięziona na Morzu Czarnym i nie będzie w stanie się stamtąd wydostać — podsumowuje ekspert.

Trudności taktyczne i techniczne już teraz sprawiają, iż przyszłość Floty Czarnomorskiej jest niejasna. Według Mitrochina jej dalszy los zależy od przebiegu wojny. Jest całkiem możliwe, iż w wyniku ukraińskich ataków flota zostanie całkowicie zniszczona. W takim przypadku trzeba będzie albo o niej zapomnieć, albo odbudować ją od podstaw.

Historyk uważa, iż jeżeli flota zostanie zachowana, w przyszłości będzie pełnić funkcje straży przybrzeżnej, która, jak można sobie wyobrazić, będzie w stanie chronić swoje wody, na przykład przed piratami lub kłusownikami, ale nic więcej. To prawdopodobnie będzie oznaczać koniec jej historii.

Idź do oryginalnego materiału