„Nie dało się powiedzieć, kto jest martwy, a kto wciąż żyje”. Krwawa gorączka złota na Syberii

news.5v.pl 2 tygodni temu

Do połowy XIX w. wschodniosyberyjska tajga była obszarem przemierzanym wyłącznie przez myśliwych i pasterzy reniferów. Do czasu, gdy kupiec z Irkucka zauważył na małym letnim jarmarku bryłę złota, którą tunguski traper nosił jako biżuterię. Twierdził on, iż znalazł dobry kawałek złota na obszarze między rzeką Leną a jej wschodnim dopływem, Witimem.

Niewinna rozmowa kupca z traperem wywołała gorączkę złota. Przedsiębiorczy Rosjanie gwałtownie zabezpieczyli prawa do wydobycia kruszcu. Robotnicy, których przyciągały wyższe zarobki, rekrutowali się spośród mieszkańców europejskiej części Rosjii. Dołączyli do nich zesłańcy, deportowani na Syberię przez carskie władze z powodu ich działalności politycznej.

Nadzieja na godne życie została jednak gwałtownie rozwiana przez zimno i ciężkie warunki. Ich zwieńczeniem stała się tzw. masakra nad Leną, dokonana przez żandarmów 17 kwietnia 1912 r. w pobliżu miasteczka Bodajbo nad Witimem.

Z gorączką złota nad Leną — z wydobyciem na poziomie choćby 40 ton rocznie — nie mogło się równać żadne inne miejsce w carskiej Rosji. Wiązało się to jednak z ogromnym wysiłkiem. Metal szlachetny musiał zostać wypłukany z piasku, który był pokryty grubymi warstwami ziemi.

— opisywał to zajęcie jeden z poszukiwaczy pracujących dla spółki „Lenzołoto”, czyli Leńskich Kopalni Złota.

„Lenzołoto” przejęło kontrolę nad większością pól wydobywczych na przełomie wieków. Kiedy brytyjscy inwestorzy dołączyli do spółki w 1908 r., przekształciła się ona w Lena Goldfields Ltd. Udziały w niej posiadało wielu arystokratów i polityków, w tym członkowie rodziny carskiej. W 1911 r. otrzymali oni dywidendę w wysokości 252 rubli za akcję o wartości 500 rubli.

Nieludzkie warunki

Na drugim końcu hierarchii społecznej znajdowali się robotnicy, którzy cierpieli w kopalniach. Mieszkali oni w ziemnych jaskiniach pod plandekami lub w barakach zbudowanych z gnijących pni drzew. Mieszkańcom przysługiwał tylko 1 m kw. powierzchni do spania. Według raportu rewizora z 1911 r. dziewięć na dziesięć schronień nie nadawało się do użytku zimą.

Kobiety, z których wiele zostało deportowanych na Syberię po rewolucji 1905 r., były w jeszcze gorszej sytuacji niż mężczyźni. Nie tylko musiały wykonywać wyczerpującą fizyczną pracę, ale także znosić znęcanie się ze strony przełożonych.

— To było życie w niewoli bez nadziei na wyzwolenie — twierdzi amerykański historyk W. Bruce Lincoln. Opiera się na wspomnieniach rosyjskiego senatora, który otrzymał nie mniej niż 50 petycji od kobiet i dziewcząt opisujących znęcanie się nad nimi podczas jego wizyty w 1911 r. Życie ponad 2 tys. dzieci w osadach biedoty nad Witimem zostało opisane jako „absolutnie przerażające”.

Robotnicy mają dość

Sytuacja zaostrzyła się na przełomie 1912 i 1913 r. Władze były głuche na potrzeby robotników i wspierały spółki górnicze. Tymczasem socjalistyczna agitacja wśród robotników, którzy pamiętali rewolucję 1905 r., coraz częściej padała na podatny grunt. 12 marca doszło do pierwszego strajku w kopalni Andriejewski w Lena Goldfields. niedługo potem robotnicy przerwali pracę także w innych kopalniach.

Ich żądania: ośmiogodzinny dzień pracy, wyższe płace, lepsza opieka zdrowotna, mieszkania i żywność. Lincoln cytuje raport, według którego do chleba „często” dodawano choćby końskie odchody i penisy, aby obniżyć koszty. Kiedy firma odrzuciła żądania pracowników, robotnicy utworzyli komitet, który zorganizował strajk ponad 6 tys. pracowników.

Kapitan żandarmerii o nazwisku Treszczenkow otrzymał rozkaz przywrócenia porządku. Ponieważ miał do dyspozycji zaledwie ok. 200 żołnierzy, użył siły. Telegram upoważniał go do „natychmiastowej likwidacji komitetu strajkowego”. 15 kwietnia kapitan rozpoczął zatrzymania przywódców strajku i zwiózł ich do aresztu w Bodajbie. Rankiem 17 kwietnia około 2,5 tys. robotników pojawiło się na demonstracji i zażądało natychmiastowego uwolnienia swoich kolegów.

Krwawe zamieszki

Treszczenkow kazał swoim żołnierzom przygotować bagnety i zająć pozycje bojowe. Kiedy demonstranci przemaszerowali przed nimi, kapitan kawalerii wydał rozkaz do strzału.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

— Ludzie byli rozrzuceni po całej ulicy jak kamienie — relacjonował naoczny świadek: — Nie dało się powiedzieć, kto jest martwy, a kto jeszcze żyje.

Kiedy żołnierze w końcu przestali strzelać, a ocaleni próbowali pozbierać zabitych i rannych, Treszczenkow krzyknął: „Zostawcie ich, bo znowu będziemy strzelać!”. Następnie ciała zostały splądrowane.

W końcu ci, którzy zostali zastrzeleni, zostali ułożeni jak kłody. Wielu rannych musiało czekać godzinami na pomoc w ujemnych temperaturach. Lincoln podaje liczbę 250 zabitych i 270 rannych. Leńska spółka wydobywcza twierdziła, iż zginęło 150 osób, a 100 zostało rannych. Bez względu na rzeczywistą liczbę ofiar, śmierć robotników wywołała falę protestów, która rozprzestrzeniła się na całą Rosję.

Iskra, która wznieciła bolszewicki pożar

Strajki miały miejsce w syberyjskich kopalniach złota w rejonie jenisejskim i tomskim, a także w Charkowie, Kijowie, Rydze i Petersburgu. W 1910 r. w całej Rosji doszło do 200 strajków, a w 1912 r. było ich aż 2 tys. Według szacunków Lincolna wzięło w nich udział choćby 750 tys. ludzi.

Sovfoto / Contributor / Getty Images

Wdowy i sieroty po robotnikach zamordowanych nad Leną w 1912 r.

W ten sposób masowe protesty stały się realnym zagrożeniem dla carskiego reżimu. Gniew i trudności były idealną pożywką dla radykalnych buntowników. To nie przypadek, iż 5 maja 1912 r. ukazał się pierwszy numer „Prawdy”, tuby propagandowej bolszewików i późniejszego organu prasowego KPZR.

Strajki i ich przyczyny były dla komunistów wdzięcznym tematem agitacji. Teraz nie chodziło już tylko o swobody polityczne i poprawę warunków życia. Krytyka została wycelowana bezpośrednio w cara Mikołaja II. Został on obalony niecałe pięć lat później.

Idź do oryginalnego materiału